Przedostatni track idealnie pasuje na tytuł posta. Serio, nie rozumiem.
Premiera albumu Kaena odbyła się w Walentynki. Piątek 13-ego składa się z dwóch płyt. AŻ dwóch płyt. Jak dla mnie, nawet jedna to za dużo. Pierwsza z nich to 13 solowych numerów. Na drugiej natomiast usłyszymy gości: Peję, Jurasa, Cheebę, WdoWę, Bezczela, Parzela i innych- nawet oni nie są w stanie uratować tego "dzieła". Za bity odpowiedzialny jest IVE. Tylko jeden z nich został wyprodukowany przez Donatana.
Nie pojmuję, co ten typ ma w głowie (o ile w ogóle coś ma). Wszystkie tematy skupiają się wokół gwałtów, seksu i urojeń euforycznych. Kaen sam siebie podsumowuje ostatnim numerem "Psychol".
Drugą płytę da się bardziej znieść. Powodem tego są goście, którzy w odróżnieniu do kopii Eminema mają flow. Poziom utrzymali chyba tylko Juras, Bezczel, Temate, WdoWa i Cheeba.
Na obu płytach występuje Bejbi K'naga skit. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co on oznacza.
Płyta nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, w sumie nie zrobiła żadnego wrażenia, a może nawet wywołała niesmak. Taki sam niesmak jak osoba Kaena- kopii Eminema. Trzeba przyznać, że dość nieudanej kopii. Może miała to być jego recepta na sukces, ale chyba coś nie wyszło.
Tak bardzo NIE polecam, strata czasu. Niestety musiałam zmusić się do przesłuchania, żeby cokolwiek tu napisać. Jeżeli Wy nie jesteście zmuszeni, to proszę, nie zadawajcie sobie trudu- nie wiem, czy bardziej ucierpi na tym słuch, czy rozum.